Zainteresowanych zdięciami odsyłamy do galerii naszej szkoły:
http://gopalenica.superszkolna.pl/galeria/zdjecia/27275/wieczornica
Gdy dowiedzieliśmy się o konkursie "Młodzi dla Wolności" ogłoszonym z inicjatywy Kancelarii Prezydenta RP i Ministerstwa Edukacji Narodowej, postanowiliśmy od razu do niego przystąpić.
Zainteresowanych zdięciami odsyłamy do galerii naszej szkoły:
http://gopalenica.superszkolna.pl/galeria/zdjecia/27275/wieczornica
Niestety nie udało się nam zamieścić zdięć na blogu, przepraszamy.
Podsumowując nasz projekt udało nam się w 100% zrealizować plan, wyjątkiem niestety są zdięcia, które nie mogą być dodane na tej stronie i drobne problemy z projektorem podczas wieczornicy.
Cały projekt kosztował nas dużo sił i starań, ale opłacało się, ponieważ zdobyliśmy dodatkową wiedzę, której nie dowiedzielibyśmy się z podręczników.
Była to dla nas cenna lekcja historii.
przedstawiamy nasze wybrane wypowiedzi, które będziemy prezentować na wieczornicy, a oto i one:
1.
Dla mnie wolność to prawo do władzy nad własnym życiem i decydowania o sobie. Możliwość spełnianioa swoich marzeń i pragnień
2.
Moim zdaniem wolność to możliwość wypowiadania swojego zdania, wyznania religii i kultury. Młodzież naszego kraju, ale nie tylko, wolność postrzega jako „dorosłość”, czyli możliwość podejmowania swoich decyzji np.: o szkole i dalszym życiu.
3.
Dla mnie wolność to brak wojen, sporów. Zero kłótni. Wolność to bezpieczeństwo. Robienie upragnionych rzeczy, ale z umiarem i głową. Wolność to szczęcie.
4.
Wolność to zdolność do cieszenia się z życia. Wolnością możemy nazwać prawo do własnego losu i własnego zdania.
5.
Wolność jest dla mnie czymś, co powinien mięć każdy człowiek. Każdy z nas powinien mieć własne zdanie oraz poglądy. Wolnością jest możliwość opuszczania kraju, wyjazdu za granicę
6.
Wolność jest wówczas, kiedy wszystko zależy ode mnie. Wolność jest dla mnie wtedy, kiedy mogę sama o czymś decydować i czuję się szczęśliwa.
wypowiedzi naszych Rodziców:
1.
Wolność to:
-korzystanie z praw obywatelskich
-swobodne wygłaszanie własnych sądów i opinii
-możliwość podróżowania z przekraczaniem granic państwa w strefie Schengen
-decydowanie o sobie, dokonywanie właściwych wyborów
-bezpieczeństwo, które gwarantuje nam państwo
Dla mnie i mo0jej rodziny wolność to życie w wolnym kraju bez wojen, wzajemnej nienawiści, optymistyczne patrzenie w przyszłość i wiara, że to się nie zmieni.
2.
Wolność dla każdego z nas może być rozumiana w różny sposób. Ja czuję się wolnym codziennie- np.: w pracy. Idę do pracy każdego dnia z wielką pasją, zadowoleniem i poczuciem ogromnego spełnienia
3.
Wolność to dla mnie prawo w dokonywaniu różnych wyborów, bez przymusu. Wolność to dla mnie oglądanie i słuchanie mediów bez cenzury.
Wypowiedzi najstarszego pokolenia:
1.
Wolność to dla mnie działanie na mojej płaszczyźnie życia, wedle mojego życzenia. Jeśli zdrowie mi dopisuje mogę brać czynny udział a nawet współdecydować o losach ojczyzny- myślę tu o głosowaniu. Wolność to dla mnie też przekazywanie swojego doświadczenia życiowego dzieciom i wnukom.
2.
Wolność jest dla mnie bardzo istotną całością. Dzięki niej mogę swobodnie wypowiadać swoje poglądy. Mam też prawo wyboru bez żadnych ograniczeń z jakiejkolwiek strony. Nikt nie rozkazuje mi, jak mam mówić i żyć.
Wywiad z panem Andrzejem Mainką
Działaczem NSZZ „ SOLIDARNOŚĆ”
Filip: Jak Pan zapamiętał dzień 13 grudnia, 1981 roku, czyli wprowadzenie stanu wojennego w Polsce?
Pan MAINKA Było to dość dawno, Wy na pewno tego nie pamiętacie. Musze powiedzieć jako taki wstęp, wszystkie znaki na niebie wskazywały, że coś się wydarzy. Akurat wracałem nocą, z piątku na sobotę z Krakowa, gdzie mieliśmy spotkanie związkowe w - Ośrodku Postępu Rolniczego. Tak się złożyło, że spotkałem znajomego taksówkarza z Opalenicy w pociągu i zabrałem się z Nim, do Sielinka, gdzie mieszkałem i nadal mieszkam. Było mroźnie, i dużo śniegu wracając do domu widzieliśmy czołgi, to robiło mocne wrażenie tym bardziej ze jezdnia była mocno oblodzona, czołgi gdy jechały zajmowały prawie całą jezdnię, i żeby się z nim nie zderzyć, musieliśmy zjechać na pobocze. Już wtedy mogliśmy nabrać podejrzeń, że coś się wydarzy. Następnie była sobota, to były czasy że w sobotę chodziło się do pracy. Wtedy mieliśmy małe dzieci, córka zaczynała chodzić do szkoły podstawowej, syn 2 lata młodszy, , a że późno poszliśmy spać, to dzieci nas obudziły, syn powiedział, że nie ma Teleranka w telewizji, że zepsuł się telewizor. Rzeczywiście okazało się, że telewizor nie odbiera żadnego programu , radio też niczego nie podawało. Praktycznie w południe dopiero wysłuchałem przez radio przemówienia Generała Jaruzelskiego, i tak ta informacja do mnie dotarła.
Dominik: Jak z perspektywy czasu ocenia Pan decyzje Generała Jaruzelskiego, czy była ona słuszna, czy ta ocena uległa zmianie przez te wszystkie lata, czy myśli Pan teraz inaczej?
Pan Mainka: Jak to mówią, punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. 10 milionowy ruch solidarności, to była ta część społeczeństwa, która reprezentowała inny punkt widzenia niż ekipa Generała Jaruzelskiego. Generał Jaruzelski, który wtedy pełnił funkcję pierwszego sekretarza Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, był w momencie jak wprowadzał stan wojenny z Ruchem Solidarności na wojennej stopie. Trudno, żeby akceptować, to pociągniecie władz . Ta decyzja, była przez nas bardzo negatywnie odczytywana. Wiadomo było, że nie obyło się bez przelewu krwi, były różne demonstracje, były strajki w kopalniach, które były pacyfikowane.
Przeze mnie i przez środowisko, w którym się obracałem, było to odbierane bardzo negatywnie. Oczywiście z czasem, po latach te emocje opadły. Według mnie, to nie była samodzielna decyzja Generała Jaruzelskiego. Na pewno się długo nad tym zastanawiał, ale był wówczas pod bardzo dużym wpływem bratniego kraju do którego w konstytucji była zapisana przyjaźń . Co prawda do dzisiaj historycy gdybają, czy wkroczyliby Rosjanie czy nie. Ale osobiście uważam, że to nie była jego osobista decyzja.
Bartek: W jaki sposób trafił Pan do solidarności, i czy gdyby znał Pan przyszłość, czy pana decyzja była by taka sama?
Pan Mainka: Był to czas wyjątkowy, bo po podpisaniu porozumień Gdańskich i Szczecińskich, czy odwrotnie bo w Szczecinie było dzień wcześniej, nastąpił spontaniczny ruch, prawie we wszystkich zakładach pracy w całej Polsce tworzyły się komitety założycielskie nowych związków . W Sielinku gdzie pracowałem również odbyło się , zebranie całej załogi z ówczesna dyrekcją, myśmy przedstawili nasze żądania zmian organizacyjnych. Na tym zebraniu, mój głos, był głosem takim jednoznacznie wyrazistym, i w czasie wyboru nowego związku zostałem jego przewodniczący, chodź byłem stosunkowo młodym człowiekiem. Miałem 31 lat. To może być dla Was dużo, ale wtedy kierownicze role pełnili ludzie starsi ode mnie , ja byłem jednym z najmłodszych . Musze powiedzieć, że zaraz po zarejestrowaniu w listopadzie Związku utworzyliśmy również strukturę gminną, czyli wszystkie komisje zakładowe które powstały w Opalenicy, utworzyły gminną komisje koordynacyjną, tak ją nazwaliśmy, też zostałem szefem tej organizacji. Była to pierwsza w Wielkopolsce tego typu struktura. Właśnie w Opalenicy.
Marianna: Wiemy, że był pan internowany, jeżeli można, prosimy opowiedzieć nam jak odbyło się zatrzymanie, gdzie był Pan przetrzymywany, jak traktowany, i jak długo to trwało?
Pan Mainka: Po latach człowiek ma do tego stosunek bardziej spokojny, i mało emocjonalny, a czasami nawet można to opowiadać humorystycznie. W moim przypadku to się nie odbyło od razu, to było dopiero 18 grudnia, czyli już po kilku dniach, bo na prowincje to wszystko wolniej docierało. Akurat tak się złożyło, że 18 grudnia, były urodziny mojej córki, byli u nas znajomi z Sielinka, którzy mieli też córki, w podobnym wieku. Ona miała wtedy już 8 lat, a syn 6 lat. Akurat w czasie tej uroczystości rodzinnej, było gdzieś około 18, odwiedzili nas miejscowi milicjanci, w mundurach. Tak się złożyło, ze wszyscy którzy tam byliśmy tych ludzi znaliśmy.
Kierowca i dwóch milicjantów, trochę to była niezręczna sytuacja, nie bardzo chcieli mnie informować w czym rzecz. Uznali jednak, że muszą przeprowadzić rewizje, bo takie dostali polecenie. I taka dosyć humorystyczna sytuacja, Przede wszystkim chcieli przejrzeć moje szpargały, gazety. Tygodnik „ Polityka miał wówczas taki różowy dodatek, i te wszystkie dodatki mi powyciągali, jako rzecz dosyć podejrzaną, i zostały zarekwirowane. Stwierdzili też, że muszą mnie zawieść do Opalenicy na komisariat, bo tam ktoś chce ze mną rozmawiać . Oczywiście na moje pytanie, czy mnie odwiozą udzielali odpowiedzi dosyć wymijających. Wiedzieli w czym rzecz. Założyłem płaszcz, czapkę na głowę i zawieziono mnie do Opalenicy i tam wprowadzona do pokoju gdzie było tylko krzesło. Siedziałem około godziny ,okazało się że więzienny samochód z Poznania, akurat jechał do Nowego Tomyśla, gdzie były 2 osoby, też internowane, w drodze powrotnej tutaj mnie dobrano, oczywiście zakładając kajdanki. Zawieziona naszą całą trójkę na Kochanowskiego do Poznania, tak się składa, że mój dom rodzinny jest na ulicy Krasińskiego, wiec tylko 150m od tego budynku. Jak nas tam dowieziono to było po 22, już prawie 23. Odbyły się przesłuchania, w podziemiach, z lampą. To przesłuchanie miało wywołać u delikwenta jakiś strach, jakieś załamanie, i czy obywatel wie czego się dopuścił, itd. To stan wojenny, czy wiem co za to grozi? To był pierwszy moment takiego złamania. Pierwszą noc spędziłem właśnie na Kochanowskiego, tam jest ciekawie, 2 piętra pod ziemią, światła dziennego nie ma. Żarówka zakratowana, pod sufitem, ledwo świecąca. W zasadzie po kilku godzinach człowiek już nie wie czy to dzień czy noc. Łącznie z podawaniem posiłków itd., ale to nie są zbyt przyjemne rzeczy do opowiadania, One miały wywołać załamanie. Każdy z nas był w osobnej celi. Następnego dnia również mieliśmy 2 przesłuchania, po czym skuto nas parami ,łańcuchem za nogi, i tak byliśmy prowadzeni do samochodu. I w taki sposób, za kratami zostaliśmy wywiezieni do Gębarzewa. Gdzie do dzisiaj jest ciężkie więzienie.
Michalina: Czy mógł Pan utrzymywać kontakty z rodziną, telefonować, otrzymywać listy lub paczki?
Pan Mainka: To były czasy gdzie nie było telefonów komórkowych. Natomiast najgorsze było to, że do końca roku, przez gwiazdkę, nikt z rodziny nie wiedział co się z nami dzieje. Żadnej informacji. Więc dla rodziny było to doświadczenie bardzo trudne. Dopiero na początku stycznia rodzina raz w miesiącu mogła nas odwiedzać, i przy okazji można było podać paczkę. To było chyba nawet w sylwestra, wtedy moja żona otrzymała informacje gdzie jestem. My również od 3 stycznia, mogliśmy pisać listy, ale najpierw musieliśmy napisać do komendanta wniosek o pozwolenie, oczywiście była cenzura. Teraz tak humorystycznie powiem, że nawet jak nie chcieliśmy pisać listów to nam mówili, ze mamy pisać , bo gdy nie pisaliśmy, nic o nas nie wiedzieli. Żadnych poglądów, niczego.
Jakoś tak w połowie lutego, zorganizowaliśmy strajk głodowy, solidarnie wszyscy prowadziliśmy go przez 3 doby. Najpierw przyjechały władze z Komendy Wojewódzkiej próbowały nas spacyfikować, później przysłano ZOMO , którzy tam na korytarzu przez noc przebywali, i jak był jakiś hałas to wpadali do poszczególnych cel, żeby wywołać zastraszenie. My potem wytypowaliśmy swoich przedstawicieli do rozmów. Przyjechał komendant milicji z Poznania, i pewne reguły zostały ustalone. Oni oczywiście powinni się wykazać tym, żeby ten strajk głodowy skończyć. To był typowy strajk głodowy, piliśmy wodę lub herbatę. Niczego innego nie przyjmowaliśmy. Ten strajk głodowy był spowodowany tym, że podczas spaceru, jeden z internowanych psychicznie nie wytrzymał, i próbował uciec. Udało mu się sforsować kilka płotów i już na ostatni się dostał gdy strażnik dał strzał ostrzegawczy. On spadł. Trochę sobie uszkodził kręgosłup. Ci którzy to widzieli krzyczeli. Szybko się wiadomość rozeszła, że zastrzelili kogoś. Zrobił się hałas do tego stopnia, że myśmy nawet drzwi w celach wywarzyli. Mieliśmy taki duży stół w celi, i jak 6 osób go złapało, to takie metalowe drzwi po kilku uderzeniach wypadały. Sytuacja więc była bardzo niebezpieczna. Zażądaliśmy aby nam pokazano tego poszkodowanego . Rzeczywiście na noszach tego studenta obnosili, każdy go oglądał i pytał czy nic mu się nie stało itd. Ale postanowiliśmy, że dosyć tego. Robimy strajk głodowy. Może nawiąże do ego, że każdy miał jakieś aluminiowe miski i w nich czasie posiłku dostawało się jedzenie. No to jak nas było 6 w celi, to te 12 misek oparliśmy o drzwi, jak ktoś otwierał to miski od razu spadały na kamienną posadzkę. I to się zakończyło tak, że na 3 dzień głodówki przyjechał komendant wojewódzki. Od tego czasu zaczęło się łagodzenie obyczajów. To było już jakoś koło 20 lutego. Dotychczas na spacer wypuszczano tylko jedną cele, i w czasie spaceru nie można było się ze sobą komunikować, żeby sobie niczego nie przekazywać. A później już było tak, że można się było odwiedzać przez jedną godzinę. To już był wersal.
Hubert: No to teraz prozaiczne pytanie. Jak wyglądało wyżywienie?
Pan Mainka: No wyżywienie nie było jakieś specjalne, ale oczywiście z głodu nikt tam nie umarł. Były 3 posiłki, śniadanie, obiad i kolacja. Każdy miał te 2 miski aluminiowe, łyżkęi i widelec i zawsze było tam trochę chleba, jakiś smalec czy margaryna, kawałek sera. Na obiad była zupa , jakieś 2 klopsy, trochę ziemniaków, i tak to mniej więcej było. Kolacja to trochę chleba, wędlina, jakieś smarowidło i herbatka do picia. Można było dokupić sobie na przykład takie rzeczy jak herbatę, jak ktoś miał pieniądze. Jak nas przywieźli to oczywiście zabrali nam obrączki i portfele, ale jak ktoś miał pieniądze to mógł sobie dokupić. Raz w miesiącu była tak zwana wypiska, i można było sobie pieniądze pobrać z depozytu i za to kupić herbatę lub papierosy. Wtedy były to najcenniejsze artykuły. Szybko opanowaliśmy sztukę – gotowania herbaty , można było sobie słoik wody zagotować, metodami takimi więziennymi. Zawsze w takich więzieniach są tacy ludzie, którzy wiedzą co, gdzie i jak. I taki cienki, miedziany drucik podłączyliśmy do lampy przy suficie i z dwóch żyletek robiło się grzałkę, takie urządzenie bardzo szybko potrafiło ogrzać słoik z wodą.
Jeżeli chodzi o wyżywienie to od czasu strajku odwiedzały nas różne komisje: Międzynarodowy Czerwony Krzyż, mieliśmy też wizytę biskupów. Dostawaliśmy różne paczki, czyli w kwietniu już byliśmy trochę rozpuszczeni, bo niektórzy nie korzystali już w ogóle z jedzenia więziennego. Ale jak mówię, taki luksus pojawił się tam dopiero w kwietniu.
Eryk: Jak Pan wspomina ludzi z którymi był Pan internowany?
Pan Mainka: Muszę powiedzieć, że generalnie byli to ciekawi ludzie. Była taka postać jak późniejszy senator Ganowicz. Później był rektorem Akademii Rolniczej. Było kilku znanych działaczy, późniejszych wiceministrów, u mnie w celi był docent anglista z UAM. Niestety potem został zwolniony z uniwersytetu bo był pracownikiem uniwersytetu, i wiem że przez kilka lat uczył w Liceum żeńskim, Urszulanek w Poznaniu, a wiem to bo moja córka miała z nim zajęcia. Nawiązałem z nim wówczas kontakt.
Filip: Czy było warto, a może myśli Pan o napisaniu jakichś wspomnień, może książki?
Pan Mainka: Oczywiście, ze było warto. Mamy wolny kraj, możemy jeździć po świecie. Każdy jest kowalem swojego lasu. Wolność nie ma ceny . Tak ,że na pewno było warto, na pewno bym się nie zawahał, żeby to po raz wtórny zrobić. Natomiast nie ukrywam, że taką decyzje podjąłem niedawno, jak przejdę na emeryturę, to przy pomocy innych osób chcę taką książkę napisać. Taki roboczy tytuł to: „Czas przełomu-lata 80 w Opalenicy”. I one się skończą na roku 90-tym, zaczną się w 80-tym, od karnawału solidarności. Po stanie wojennym przez 5 lat byłem inwigilowany, było tutaj 3 tajnych współpracowników , tylko po to żeby na mój temat pisać raporty. Sama ta teczka, którą posiadam, to dobry materiał na książkę . Jest z czego wybierać.
Pan Mainka:: Ale o tym to można było by dużo mówić, myślę że do tego będzie inna okazja. Tyle na ten temat.
Pani Lilianna: Bardzo ciekawe to co Pan przeżył, na pewno bardzo smutne i straszne, ale zarazem bardzo ciekawe. Żyjemy w ciekawych czasach.
Pan Burmistrz: Żyjemy, , wszystko przed nami! A szczególnie przed wami.
Dnia 10.04.2014 odbyła się wieczornica z udziałem gości, dyrektora naszej szkoły- Lidii Szwechłowicz, nauczycieli oraz nas- młodzieży. Dodatkową atrakcją była wystawa nagrodzonych plakatów oraz eksponatów z czasów PRL-u. Głos zabrali też goście, wprowadzając nas w te odległe dla nas czasy.
cieszymy się, że wszystko się udało.